Tramwaj z Wilanowa do centrum, czyli do trzech razy sztuka
Aż 22 metry różnicy poziomów, czyli wysokość sporej kamienicy, musisz pokonać jadąc z Dolnego Mokotowa na Górny Mokotów. Kiedy znów na warszawską skarpę wiślaną będziesz wjeżdżać po szynach?
Kolejny raz w historii miasta transport szynowy pozwoli pokonać ten całkiem spory podjazd. A prościej rzecz ujmując – gdy jedziesz z Czerniakowskiej albo z Belwederskiej na plac Unii Lubelskiej to na krótkim dystansie, około 1 – 1,5 km, pokonujesz różnicę wysokości 22 metry. To sporo jak na miasto, które jest uważane za płaskie. I właśnie tramwaj jadąc do Wilanowa będzie pokonywał tę różnicę wysokości po ulicy Goworka i Spacerowej. Nachylenie toru wyniesie 3,5% Na skrzyżowaniu z Belwederską część tramwajów pojedzie prosto po Gagarina kończąc za chwilę swoje trasy, a pozostałe pojadą dalej w kierunku Wilanowa. Policzyłem ile razy w historii miasta na tym ostrym zjeździe w dół były szyny.
Trzeci raz – Unia pomaga
Dzięki współfinansowanej przez UE budowie trasy tramwajowej do Wilanowa szyny na tej pochyłej ulicy pojawią się trzeci raz w jej historii. To będzie jeden z największych tego typu projektów w Polsce. Długość tej trasy wyniesie około 7,5 km. Warto dodać, że tramwaje, które zjadą ze skarpy, będą mogły pojechać w trzech kierunkach, bo zaplanowaliśmy budowę dwóch odgałęzień: po ul. Gagarina, czyli na Sielce i po ul. Św. Bonifacego na Stegny. To odgałęzienie powstanie nieco później.
Drugi raz – powojenna odbudowa i nietrafione decyzje
Wcześniej tramwaje do Wilanowa po Goworka i Spacerowej jeździły w latach 1957 – 1973 . Na planie Warszawy z 1973 roku wyraźnie widać, że jeździły tędy trzy linie – 2, 14 i 36. Dwójka i czternastka po Czerniakowskiej i Powsińskiej docierały do Wilanowa, linia 36 zawracała na Sadybie. Niestety wskutek nieodpowiedzialnej decyzji tramwaj do Wilanowa został zlikwidowany. To był czas, gdy ten rodzaj transportu był uważany za przeżytek. Tymczasem okazało się, że była to błędna decyzja, bo obecnie tramwaje przeżywają renesans na całym świecie.
Pierwszy raz – para buch, koła w ruch!
Jeszcze w latach 30. przed II wojną światową z placu Unii Lubelskiej do Wilanowa i dalej przez Konstancin do Piaseczna można było dojechać koleją wąskotorową. Kolej Wilanowska powstała w ostatnich latach XIX wieku i dojeżdżała po skarpie wiślanej do placu Keksholmskiego (tak nazywał się plac Unii Lubelskiej przed I wojną światową) To był pierwszy raz gdy były tu szyny, a początkowo na stację na dzisiejszym placu Unii Lubelskiej docierały wagony ciągnięte przez konie, gdzie pasażerów czekała przesiadka do kolejnych wozów ciągniętych przez konie, czyli do warszawskich tramwajów.
Wróćmy jednak do samej kolejki, która od 1895 roku zmieniła konie na parowozy. Lokomotywy okazały się za słabe na skarpę. Moc ich silników nie przekraczała 30 KM, mniej więcej tyle samo koni mechanicznych jest w silniku Fiata 126p czyli „małego fiata” I właśnie dlatego, aby pokonać tę skarpę, w 1902 roku na torach pojawił się szwajcarski wynalazek, czyli zębata szyna.
To była pierwsza kolej zębata na ziemiach polskich! Specjalny parowóz jeździł od 1903 roku między stacją Belweder do placu Unii Lubelskiej. Kolejka na tym odcinku, później jednak bez zębatej szyny, jeździła do 1935 roku. Kolejne lata oznaczały skracanie jej trasy – najpierw do Belwederu, potem po wojnie do Wilanowa, aż do pełnej rozbiórki na początku lat 70. Trochę żałuję, że szyny w tej części Warszawy i jej okolic zniknęły. Być może kolejka do Wilanowa i dalej do Piaseczna mogłaby wyglądać dziś jak jedna z samorządowych kolei w Barcelonie? Na szczęście po szynach do Wilanowa będzie można znów dojechać 🙂